Nie jesteś całym moim życiem ale chcę, abyś w nim jednak uczestniczył.
xxx
Zazwyczaj denerwujemy się gdy słyszymy od kogoś, że nasz najgorszy wróg, okazuje się być naszym najlepszym przyjacielem. Czyli wychodziłoby na to, że ludzie, na których nam zależy są nic niewarci, a ci, którzy uważani są przez nas za najgorsze ścierwa, gdzieś tam, w głębi serca, kochają nas. Przecież to banał!
Gdy na nią patrzę, zaciskam nerwowo pięści i z trudem powstrzymuję się od tego, żeby z moich ust nie wydostało się jakieś nieprzyjemne słowo określające jej osobę.
Przez nienawiść, którą darzymy daną osobę, zaczynamy błądzić. Interesujemy się życiem danej osoby bardziej, niż swoim, a gdy nie widzimy jej przez chociażby jeden dzień, nie wiadomo dlaczego popadamy w iście parszywy humor. Gdyby - nie daj Boże - gdzieś pod naszą ręką znalazła się ta stara, okropna waza, którą dostaliśmy na święta Bożego Narodzenia od ciotki, to z chęcią byśmy ją zniszczyli.
Tak bardzo chciałabym się na nim wyładować!
Nie na czymś tylko na nim.
Zabawne, że nasz wróg jest tak bardzo ważnym elementem w naszym życiu. Popadamy w złość, gdy nie ma go w pobliżu. Irytujemy się, gdy pojawi się jakiś konkurent na horyzoncie. Konkurent w dokuczaniu danej osobie.
Hola, hola! Przecież to ja jestem jej wrogiem numer jeden! Jako jedyny mam prawo do jej ciągłego obrażania!
W pewien przezabawny sposób zaczyna zależeć. Tak zabawny, że najlepiej tarzalibyśmy się ze śmiechu po podłodze, trzymając się kurczowo za brzuch. Przecież to niemożliwe!
Nienawidzę jej!
Nienawidzę go!
Uczucie, o które powoli zaczynamy sobie uświadamiać jest jak taki zakazany owoc. Kusi, ale jednak jest zakazany. Wydaje nam się to wstydliwe, odrażające. Przecież to takie cholernie nielogiczne. Ale jednak...
Gdy go spróbujemy, tego zakazanego owocu, na bok idą ciągłe przekomarzania, dokuczanie sobie nawzajem. Zaczynacie sobie uświadamiać chorą prawdę i to jest nie do pojęcia. Zaczynacie sobie uświadamiać, że oboje wpadliście w niezłe bagno.
Ojej.
xxx
Prolog nieco nietypowy ale chciałam tak jakoś po swojemu. Mam nadzieję, że nie ma w nim niczego niezrozumiałego, a jak jest to pytajcie śmiało w komentarzach o co mi, do cholery jasnej, chodziło xD. Muszę przyznać, że jest to moje pierwsze Dramione, zaznaczając, że jeszcze do niedawna był to mój najbardziej znienawidzony parring. Hermiona Granger i Draco Malfoy?! Ta Granger i ten Malfoy?! Przecież to, cholera, niemożliwe. A jednak!
Że Hermionkę lubię i Dracona zacałowałabym na śmierć, to powstał taki oto cudak. Jeżeli kogoś uraziłam, to przepraszam. Wszystkiego można spodziewać się po dzisiejszej, polskiej blogsferze.
Pozdrawiam!
PS. Jest to mój pierwszy napad weny po półtorej roku (y)